poniedziałek, 12 grudnia 2016

#24 emocje

12.12.2016r.
Dzisiaj na zajęciach rozmawialiśmy o emocjach. Piszę o wszystkim co najlepsze, ale jestem człowiekiem, składam się z emocji, dobrych i złych. To jest nasza nieodłączna część.
Dzisiaj mam popołudnie dla siebie. A ja co robię zamiast się cieszyć? Siedzę, zamulam, nie wiem co z sobą zrobić, czuję się generalnie źle i mam zły nastrój. Wczoraj zrobiłam pranie, posprzątałam, napisałam posta #23 z weekendu z Miśkiem, wieczorem zrobiłam trening. Dzisiaj mam zakwasy, nie mam nic z obowiązków, wszystko porobiłam wczoraj. Nie wiem w sumie co z sobą zrobić. Ten blog jest do pisania o dobrych rzeczach, upamiętniania najpiękniejszych chwil w moim życiu. Ale czym jest życie? Życie jest piękne, staram się to wychwytywać maksymalnie jak się da, każdy szczegół, drobiazg, nic nie pomijać, być pozytywna i zawsze się cieszyć. Ale czy tak się da cały czas? Nie da. Dzisiaj mi się nie daje. W zasadzie ostatnio dość często się nie daje i wracam do domu po udanym weekendzie, dobrym dniu w szkole w Gdańsku i jest 2/10. Niby wszystko się układa, toczy do przodu, ale czuję, że coś jednak nie gra. Co? Nie wiem. W moim związku nie może być lepiej, w szkole okej, mam gdzie mieszkać, pracę mam, na Święta wracam do Piły i zobaczę moją rodzinkę i Adriana. Chyba (?) się spełniam i dbam o siebie i swoje pasje i realizowanie siebie. Trenuję, czytam dużo książek, robię co chcę robić i co lubię, dużo cudownych ludzi mnie otacza. Co jest nie tak? Chyba czas wrócić do emocji. Radość, szczęście, euforia, smutek, gniew, rozpacz. Nawet gdy na co dzień towarzyszą nam pierwsze trzy, to kiedyś jednak muszą się pojawić się pozostałe.
Ostatnio dużo myślę. Co by było gdybym została w Pile? A co jeśli bym tam wróciła? Co z nowym życiem, które tutaj rozpoczęłam? Co z tymi ludźmi? Co z moimi marzeniami związanymi z tym miastem? Ale czy nie byłoby łatwiej tam? Przecież to by też nie miało samych minusów. Adrian, moja rodzina, jego rodzina, wystarczy... To chyba wszystko co najważniejsze i co się liczy najbardziej? W dodatku mam mieszkanie. Moglibyśmy się tam wprowadzić i się urządzać. To mieszkanie po moim tacie... Nigdy nie chciałam tam mieszkać, ale teraz będąc tutaj i doświadczając jakie życie jest równie piękne jak i ciężkie, wiem, że to ogromny dar mieć swój własny dach nad głową. Tym bardziej, że jest to dach po moim tacie... Ale czy ta przeprowadzka na pomorze wtedy nie ma sensu? Marzenie o Trójmieście? Mieszkanie z Adrianem na cudownych obrzeżach miasta, na osiedlach, gdzie wszystko jest w zasięgu ręki? Jak to wszystko ze sobą połączyć? Tutaj jest pięknie. Urodziłam się w Kartuzach, pochodzę stąd, czuję, że to moje miejsce. Starcie rozum kontra serce. Co robić? Myśląc trzeźwo i logicznie powinnam właśnie przestać myśleć, bo wiem, że to się rozwiąże lada dzień. Minęły 3 miesiące i 9 dni od czasu mojej przeprowadzki. To jest dużo. Ale też i mało. To nawet nie połowa tego na co czekam. Czekam na Adriana. Czekam, aż nadejdzie ten kluczowy czas. Wiem, że z Nim wszystko będzie łatwiejsze. Wiem, że chcę z Nim spędzać życie, czy będę w Gdańsku czy w Pile. Jest to chyba jedyna rzecz jakiej jestem pewna. Wiem, że dokonamy wszystkiego co będziemy chcieli. Jednak to wszystko ciągle mi ciąży w głowie. Boję się, że jak zostawię rodzinę, że jak zostanę tutaj, że będę miała poczucie, że ich zaniedbuję, że będę tęsknić, że będę ich tak rzadko widywać jak teraz. A teraz nie widuję wcale... Boję się, że będę żałować, że będę mieć wyrzuty sumienia. Rodzina jest dla mnie ważna. Czy to jest Ciocia Lucyna z Ciocią Karoliną i Ciocią Gosią, czy Babcia z Wujkiem, a może moja Mama... Wiem co to za uczucie i boję się, że znowu się z nim spotkam. Ciocia Karolina się buduję, czy nie pięknie? Uwielbiam tę kobietę. Mimo, że nie ma mężczyzny realizuje się pod każdym możliwym względem. Stawia sama dom! Gdybym tam była to bym jej pomagała dzień i noc, w ogródku czy jakkolwiek inaczej. Ciocia Gosia okazało się, że jest w ciąży! Czy to również nie cudowna wiadomość? Chciałabym to widzieć na własne oczy, uczestniczyć w tym życiu rodzinnym. Ciocia Lucyna? No kocham ją... Ma już swoje lata i chciałabym jak dawniej (wtedy narzekałam) móc umyć jej okna w domu, posprzątać kuchnie, czy grabić te posrane liście w ogrodzie. Pojechać do Babci Basi i znowu się nudzić jak to u Babci i obżerać się ciastami, pójść z nią na cmentarz do Taty, posprzątać trzy groby, się cieszyć z chupa chupsa po drodzę, iść rano w niedziele do kościoła. Tak myśląc o tym towarzyszy mi pełno emocji, tęsknię za tym i chciałabym wrócić ze względu na to. W sumie to staram się cieszyć tym co mam, bo nie mam źle, jest naprawdę dobrze, ale jednak jest mi z tym ciężko. Jestem człowiekiem i nie mogę cały czas starać się i upierać przy tym by być szczęśliwą codziennie, w każdej chwili. Mam prawo do złych chwil. Mimo, że ten blog jest do dobrych rzeczy, nie mogę zapominać o tym, że mogę mieć też złą chwilę, dzień, popołudnie. To naturalne i w każdego życiu jest coś co nie gra. Mimo, że chciałabym, żeby moje życie było takie cudowne zawsze jak je opisuję w pozostałych postach to tak nie jest. Nie jest tak kolorowo, ale trzeba sobie radzić z tym co nam przynosi dzień.

To dopiero początek drogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz