wtorek, 10 stycznia 2017

#29 odwiedziny u rodziny *.*

7-8.01.2016r.
W końcu udało mi się coś zrobić od 4 miesięcy. Ze względu na ciężki dojazd, szkołę, pracę nie miałam zbytnio czasu na coś co miało miejsce w ten weekend...
Odwiedziłam moją rodzinę w Gdańsku.
Sytuacja wygląda tak: zrąbali mi grafik na styczeń. Chciałam mieć wolny 2 i 4 weekend, żeby idealnie się widzieć z Adrianem co 2 tyg. i być na jego studniówce. Dostałam weekendy 1 i 3 :/ jedyne co dało się zrobić to zamienić 3 na 4... A w 1 weekend Adrian pracuje. Wniosek taki, że widzimy się dopiero na weekend 4, czyli 27 stycznia. Chce mi się płakać jak o tym pomyślę... W związku z tym miałam cały weekend wolny. Tak się złożyło, że Ciocia zadzwoniła do mnie o 10 w sobotę. Powiedziała, że Wujek z Agatką i Remisiem pojechali do Sulęczyna, a Ona jest w Gdańsku, więc mam wpadać do NIEDZIELI. Ten poziom szczęścia... Kocham moją Ciocię, naprawdę jest dla mnie kimś... nie do opisania. Może to głupie, ale jak byłam malutka zawsze myślałam "czemu Ciocia nie jest moją mamą" :/co najlepsze często tam myśleli, że jestem Cioci córką, bo byłam bardziej podobna do niej, niż do mamy! Więc szybko wstałam i zaczęłam się ogarniać. Wizja weekendu z Ciocią wprawiała mnie w stan euforii. Powiedziałam, że pociąg mam o 12:48 więc będę u niej ok. 15. Na moje nieszczęście się baaardzo pomyliłam. Pociąg był o 12:05, a następny o 14:56. Chciałam płakać... 3 godziny w *upe! Na co wpadła Kopczyńska? Nie będę tyle czasu marnować w Mrzezinie nic nie robiąc, gdy mogłam już być w drodze do mojej ukochanej Mamy Chrzestnej. Wkurzyłam się. Zdecydowałam, że PÓJDĘ PIESZO na skm do Redy i będę tam szybciej niż mój pociąg tu przyjedzie, a już będę w drodze do Gdańska. To w drogę! Szybko się ubrałam i wyszłam, włączyłam google maps, zajrzałam do sklepu i poszłam w kierunku Redy. Droga była okropna, pogoda jeszcze gorsza. Przede mną 9,6km. Ale co mi tam! Zakwasy mam do dziś, tempo tego marszu przyrównywało truchtaniu, bo tak bardzo chciałam szybko dotrzeć do Redy na skm i pojechać do Cioci. Zdążyłam na pociąg na 14:21, czyli byłam 45min do przodu, a nie 3h do tyłu :)! Dotarłam na Wrzeszcz, poszłam na tramwaj 6 na Łostowice-Świętokrzyską, a potem kierunek Zakoniczyn 295 *.*
Ta okolica, te dzielnice w kierunku miejsca zamieszkania mojej cioci... niesamowite. Urzeka mnie ta część miasta. Te nowo budujące się osiedla. Jest tam wszystko, jest pięknie, jest nowo, na dodatek nie ma tego ruchu z centrum, co więcej niedaleko moja rodzina... Jest to miejsce, gdzie wiem, że chce kiedyś mieszkać. Gdzie wiem, że chce mieszkać z Adrianem. Tam chcę budować nasze życie. Wiem, że to będzie spełnienie naszych marzeń i będzie przecudownie. Będzie dobrze.
Ciocia poczekała z obiadkiem i byłam taaaka szczęśliwa! Rozmawiałyśmy do 24. W końcu rozmawiałam z kimś normalnie, mogłam powiedzieć o wszystkim i wysłuchać drugiej strony. Ciocia mnie tuliła kiedy trzeba, śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy co nam się przytrafia/przytrafiało. Dodatkowo, co mnie bardzo śmieszy, ciocia co chwile dawała coś do jedzenia haha! Najpierw był obiad. Ledwo wypiłam maślankę to już miałam kawę. Do kawy do wyboru drożdżówka, ciastka, czekolada itd haha potem zrobiła herbatę i miałam degustację miodów, chyba z 5 rodzajów. Zaraz pytała czy znowu herbatka, a może drożdżówka, tu kolacja, tu gumę do żucia, a może sałatki hahaha. Na koniec komedia w telewizji i rozeszłyśmy się po 24 do spania.

8.01.2016r.
Wstałam o 9. Ciocia już piła kawkę w kuchni. Ogarnęłam się, zjadłyśmy śniadanko, wypiłam kawkę i oczywiście do kawy musi być coś słodkiego :D! Potem usiadłyśmy na internety i szukałyśmy miejsca dla mnie, ale nic z tego niestety nie wyszło.
Ok. 13 przyjechała rodzinka z Sulęczyna! Wujek z Remisiem i Agatką <3 patrząc na wszystkie dzieci dookoła nie mogę uwierzyć w istnienie takich cudownych dwojga. Agatka jest piękna i mądra, ma niesamowity zapał do nauki. Remiś natomiast, 2 latek, nie wierzę, że można być tak przecudownie słodkim, kochanym i śmiesznym! Tyle co to dziecko dało nam uśmiechu na twarzy tak mało które! Chciałabym mieć takie dzieci. Dom idealny :) czułam się wśród nich najlepiej na świecie. W końcu rodzinka...
O 14 był obiad, Ciocia wzięła ode mnie pomysł i zrobiła tortille z kurczaczkiem, sałatą, pomidorkiem, fetą, sosikami. Mniamuśne! Resztę dnia się bawiliśmy, śmialiśmy, oglądaliśmy filmy. A o 19 zjadłam kolację i 15 po wyruszyłam na autobus... Potem tramwaj, skm i pociąg... O 22 byłam w domu. Humor był niestety poniżej zera. Znowu ten pusty pokój, cisza i samotność. Obym dała radę częściej tam przyjeżdżać. Szkoda, że dopiero zdołałam raz...
~~~
To był zdecydowanie magiczny weekend. Teraz wiem jak bym chciała, żeby wyglądała moja przyszłość.
Na obrzeżach Gdańska, na cudownym osiedlu, w moim przytulnym, ciepłym domu, wraz z Adrianem i naszą rodziną...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz